Po wejściu na Grossvenediger pojechaliśmy z Prägraten do Lienz, gdzie przywitała nas piękna tęcza:
Przenocowaliśmy na kempingu w Amlach koło Lienzu i następnego dnia pojechaliśmy bardzo wąską, stromą, krętą i wyboistą drogą Doliną Debanttal do parkingu Seichenbrunn (1673 m). Piękna do tej pory pogoda popsuła się, przeszła burza i padał ulewny deszcz. Następnego dnia było trochę lepiej, ale nadal padało. Doszliśmy do schroniska Lienzer Hütte, a następnie ruszyliśmy w górę.
Naszym celem był Glödis (3206 m), nazywany austriackim Matterhornem (lub Matterhornem Grupy Schobera) ze względu na swój charakterystyczny, zadziorny kształt, przypominający od strony północnej słynny 4-tysięcznik na granicy Szwajcarii i Włoch. Widoczny jest na zdjęciu z Grossglocknera, na którym byliśmy 5 dni wcześniej:
Na sam szczyt prowadzi ferrata:
Niestety z powodu braku widoczności nie mogliśmy zobaczyć go w całej okazałości. Ale i tak cieszyliśmy się, że przestało padać, choć pogoda była nadal bardzo niepewna.
Po dotarciu na szczyt zobaczyliśmy oryginalny metalowy krzyż. Ciekawie wygląda na zdjęciach na tle mgły zasłaniającej okoliczne góry:
Krzyż został przebudowany latem 2011 roku przez przewodników górskich i narciarskich oraz ratowników górskich. Na dole krzyża jest tablica z napisem:
Napis można przetłumaczyć mniej więcej tak:
„Nigdy nie idziemy sami, Bóg idzie z nami na wszystkich drogach.
Panie, pozwól nam prowadzić powierzonych gości po bezpiecznych ścieżkach i razem doświadczać piękna gór.
Panie, pomóż nam uwolnić tych, którzy znaleźli się w niebezpieczeństwie, z ich trudnej sytuacji i zawsze wracać bezpiecznie z wszystkich naszych dróg”.
Z Glödis zapewne jest piękna panorama, ale my musieliśmy zadowolić się takimi widokami:
W drodze powrotnej zaczęło się trochę przejaśniać:
Po zejściu z wierzchołka mogliśmy już zobaczyć sylwetkę kopuły szczytowej Glödis:
Trasa nie była trudna, ale mieliśmy prawo być zmęczeni: z parkingu musieliśmy pokonać ok. 1550 m różnicy wysokości (i drugie tyle z powrotem).
Przed nami jeszcze zjazd podziurawioną, kamienistą drogą, na szczęście nasz samochód jakoś to przeżył. Noc spędziliśmy na bardzo przyjemnym kempingu Seewiese nad jeziorkiem Tristacher See, ok. 6,5 km od Lienzu.
Zdjęcia: J&M Borkowscy ©
Dodaj komentarz