Kiedy w ubiegłym roku po raz pierwszy trafiłam do Lourdes, nie mogłam nie myśleć o historii, którą opowiadała moja Mama. Gdyby nie Jej wiara, nie byłoby na świecie ani mnie, ani mojego młodszego brata.
Rok przed moim urodzeniem lekarze stwierdzili, że u Mamy niezbędna jest radykalna operacja histerektomii (usuniecie macicy). Powodem był guz wielkości główki noworodka. Żaden z lekarzy nie chciał podjąć się operacji usunięcia samego guza.
Była już przygotowywana w szpitalu do operacji. Piętro wyżej była sala z noworodkami. Słysząc ich płacz, płakała wraz z nimi z żalu, że – choć miała już dwóch synów – nie będzie mogła mieć więcej dzieci.
Ostatecznie wypisała się ze szpitala na własne żądanie i pojechała z Tatą na Jasną Górę. Kiedy klęczeli przez kilka godzin przed Jasnogórskim Obrazem Maryi, podszedł do nich jeden z ojców paulinów. Zapytał o co chodzi, poszedł do zakrystii i wrócił z wodą z Lourdes. Nalał ją Mamie na dłonie i poprosił, by wypiła.
Nie, nie nastąpiło cudowne uzdrowienie. Ale po powrocie okazało się, że znalazł się lekarz, który podjął się wycięcia samego guza. Nie był to ginekolog, lecz specjalista od chirurgii przełyku, prof. Zdzisław Jezioro. Operacja była bardzo trudna, ale udała się.
Rok później urodziłam się ja, a trzy lata później brat.
I nie trzeba chyba wyjaśniać, dlaczego na pierwsze imię mam Maria, a na drugie Bernadeta…
Dzięki Ci, Panie Boże, za wiarę moich Rodziców!
Źródełko w Lourdes. Fot. MB
Dodaj komentarz